Delfin butlonosy nie jest gatunkiem zagrożonym, nie jest też zwierzęciem hodowlanym, ani udomowionym. Powiedzmy sobie wprost - jedyne uzasadnienie dla trzymania go w niewoli, to chęć zarabiania pieniędzy na udostępnieniu go szerokim rzeszom turystów – nie w celach edukacyjnych, bo tych, w żadnej mierze delfinaria nie spełniają, ale jedynie w celach komercyjnych.
Skupienie się na poprawie dobrostanu, choć z jednej strony uzasadnione, wydaje się pułapką. Wyrasta bowiem z podejścia, które zakłada, że dzikie zwierzę (lub jego potomek wychowany w niewoli) może być ludzką własnością. Jak to określił Gary Francione: ”w rzeczywistości nasze społeczeństwo traktuje zwierzęta w sposób, w jaki traktuje się każdą inną formę własności. Jeśli jednak traktowalibyśmy zwierzęta według tego jednego prawa do nie bycia traktowanym jako własność, bylibyśmy zobowiązani do obalenia, a nie jedynie uregulowania wyzysku zwierząt (…) Początkowo popierałem podejście reformatorskie. To znaczy kiedy dołączyłem do ruchu, uważałem, że należy dążyć do poprawy warunków, w których żyją zwierzęta. Myślałem, że naciskanie na kwestię warunków, w których żyją zwierzęta doprowadzą w końcu do abolicji. Z biegiem czasu zdałem sobie sprawę z tego, że ochrona zwierząt prowadzi jedynie do zwiększonej ochrony nad zwierzętami. Jeśli prowadziłbym protest przed obozem zagłady, czy byłoby czymś właściwym prosić o poprawę warunków w tym obozie? Nie, ponieważ dawałoby to w pewien sposób do zrozumienia, że w jakimś stopniu obóz zagłady może istnieć. Jedynym właściwym rozwiązaniem byłoby pozbycie się obozu, ponieważ to sam pomysł obozu jest podstawowym problemem” (Wychowałek, 2002). Można dyskutować, czy w przypadku zwierząt hodowlanych nie jest to podejście utopijne, natomiast praktyka dbałości o dobrostan i prawa waleni pokazuje, że abolicjonizm się sprawdza. Nie zdają egzaminu „reguły minimalne” wyśrubowanych norm amerykańskich, które i tak nie poprawiają w większym stopniu dobrostanu delfinów w parkach w USA, ale udało się doprowadzić do całkowitego wyeliminowania delfinariów w Wielkiej Brytanii.
Mamy więc przykład dobrej praktyki i nie szukajmy już wymwek i naciąganych usprawiedliwień...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz